wtorek, 14 marca 2017

Kontekst czasu

         Foggy raczej się nie uśmiecha. Boi się, że popęka mu twarz. Jest przekonany o tym, że jego skóra "wstępując się", w przeciwieństwie do liftingu i pewnego dnia wystąpi konieczność "doczepienia" mu skóry na twarzy. Coś na zasadzie wszczepienia "klinów" ze skóry, lub tajemniczego materiału skóropodobnego, hodowanego specjalnie dla niego w tym celu. Tym zaprząta sobie umysł Foggy przed wyjście z domu. Wtedy zawsze podejmuje bardzo czasochłonne czynności, które mają pomóc mu czuć się luźniej nieco w swojej coraz ciaśniejszej skórze. Efekt jest taki, że w połączeniu ze strojem, wszystkimi jego atrybutami Foggy wygląda, jakby w ogóle nie miał wieku. Nie wygląda za staro, nie wygląda za młodo, nie wygląda nawet na swój wiek. Po prostu jego osoba wymyka się określeniom, które zawierałyby jakiekolwiek określania kontekstu czasu; starości, młodości… Trochę tak, jakby ciało w ogóle nie było jego, nie mieściło się jednocześnie w żadnych kategoriach względności, charakterystycznych dla tej rzeczywistości. Kategorie te nie przechodzą przez myśl osobie patrzącej na niego. Do głowy przychodzi jedynie, że wygląda ekscentrycznie, wyzywająco, mrocznie, chudo, nieco dziwacznie... I wielokropek. Coś chyba jeszcze należałoby dodać, ale tak, jakby wymazano z głowy, z pamięci, ze słownika i świadomości zarazem słowa, określenia wieku.
         We współczesnej nauce bardzo mądrzy ludzie prześcigają się w coraz to oryginalniejszych i dla nas wszystkich zwykłych ludzi niepojętych teoriach dotyczących wszechświata. Jedną z takich jest teoria pewnego wybitnego naukowca, który dowodzi braku czasu, zbędności czasu, jako pojęcia określającego nasz świat. Czasu, jako czegoś, co zostało przez człowieka jedynie niepotrzebnie wymyślone, projektujące nasz świat w sposób tylko nas ograniczający, utrudniający. Ale że do czasu w naszym, dotychczasowym, tradycyjnym rozumieniu jesteśmy tak przyzwyczajeni, że nie jesteśmy już w stanie bez niego - w naszym pojęciu - funkcjonować. Do tego stopnia, że nie umiemy sobie nawet wyobrazić, jakby to było, gdyby czasu nie było. I według tego naukowca tak właśnie jest, że tego czasu jako takiego - nie ma. A z czasem wszyscy do tego dojdą i potwierdzi to na tamten czas jego geniusz. Natenczas. Oby nie zawczasu.
           Jest to coś, czego kompletnie nie rozumiem i nie mieści mi się w głowie, ale gdy o tym przeczytała to pierwszy, o kim pomyślałam, to o moim przyjacielu i o tym, że ten niebywale mądry pan musiał go poznać. On bowiem jest definicją tej teorii i jest na nią dowodem. Właściwie nie wiadomo, na ile lat wygląda Foggy. Właściwie nie wiadomo, ile Foggy ma lat. W jego kontekście czas jest względny w tym sensie, że jego nie dotyczy, artykułowanie tego i w ogóle to wszystko, czyli czas i mówienie o nim, jakby Foggy był w sidła czasu na odwrót wplątany w jednym akapicie jest co najmniej bez sensu. Tak, jakby na trzy- czte- ry chciało się zapomnieć wierszyk, którego uczyło się wcześniej, długo, z trudem i skutecznie po to, żeby go właśnie długo pamiętać.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Kadr

     Foggy ma fenomenalna zdolność dostosowywania się. Prawie jak plastelina przybiera kształty takie, jakie dłoń jej nada; Foggy niemal identycznie przystaje na warunki, które mu dyktuje realne życie. Staje się wtedy – sobą – w oczach innych – kimś innym – w swoich oczach. 
      Dlatego każde spotkanie z nim, bez względu na to, kim on aktualnie jest, wiąże się u mnie z pewnym osobliwym odczuciem. Gdy patrzę na niego i widzę, oczami wyobraźni parząc, ale niemal tak, jakbym realne spojrzenie na niego kierowała, że jemu się udaje ciągle wymykać. W niewiarygodnie sprytny sposób udaje mu się za każdym razem wymykać z kadru, w jakim rzeczywistość próbuje go utrwalić. Jak na fotografii, na której chciałoby się uwiecznić jakieś zwierzę w ruchu na przykład, a po wywołaniu kliszy okazuje się, że zwierze szybsze było, że jego jakiejś istotnej części nie udało się ująć. Że uciekło przed zarzucanymi na niego fotograficznymi okowami.
      Wymykając się z kadru rzeczywistości Foggi wymyka się jednak czemuś więcej, niż tylko uwiecznieniu przez jej spojrzenie. Skutecznie w ten sposób unika konsekwencji doświadczania skutków ubocznych jej nadużycia. Bowiem nadużycie rzeczywistości, czyli bycie wtłoczonym w jej kadry, ramy ma swoje bolesne skutki uboczne, prawie jak zespół abstynencyjne, których Foggy postanowił już nigdy nie przeżyć.

niedziela, 8 stycznia 2017

Trwanie

        Czasy się zmieniły. Foggy jednak trwa. Towarzyszę mu odkąd pamiętam. Nasza przyjaźń została zweryfikowana. Na przekór losowi, na przekór rzeczywistości, która codziennie z ukosa, pod innym kątem, cynicznym spojrzeniem swoim zezowatym na nas, na niego – łypie. Czasy się zmieniły, nasza przyjaźń trwa. Foggy – choć jest realnym, żywym człowiekiem, z czasem, wraz z którym wszystko jest jeszcze bardziej względne, on przybiera postać metafory, przenosząc na swych barkach ciężar trwania.
        Kiedyś mówienie o nim przeradzało się w słowotok, rwący strumień niczym Heraklitowa rzeka. Dziś – skoro, pomimo trwania, dwa razy do tej samej rzeki wejść nie sposób - każde słowo o nim jest starannie ważone.
        Swoim trwaniem Foggy przenosi w inny wymiar znaczenia doświadczeń, które nabywa na drodze swego życia. Na przekór rzeczywistości, której zawsze patrzy prosto w oczy. Daje jej swoim spojrzeniem – uczciwym i prostym – do zrozumienia, że jest ona tylko cieniem. Że wszystko, czego od niej w życiu doświadcza, choćby pod ciężarem wydarzeń miał się ugiąć, upaść nawet, to wystarczy, że światło padnie pod innym kątem. Wtedy cień się przesuwa. Czasami znika. Wtedy ciężar zdarzeń ustępuje, a Foggi się podnosi. Silniejszy. I dalej trwa opierając się nurtowi Heraklitowej rzeki.